Poznaj tę historię
Zawsze coś zbierałem. W szkole podstawowej to były znaczki pocztowe, potem widokówki. Z biegiem
lat
zacząłem zbierać etykiety, które odklejałem z butelek po piwie. Tak to się zaczęło…
W latach 80. natknąłem się na czasopismo „Relaks i Kolekcjoner Polski”, w którym znalazłem
namiary
na birofilów. Nawiązałem z nimi kontakt, a moje kolekcjonerstwo przeszło na wyższy, można
powiedzieć, profesjonalny poziom. Na odwrocie etykiet, które wtedy otrzymywałem, znajdowały się
pieczątki z adresami innych kolekcjonerów. Pisałem do nich i w ten sposób powiększałem swoją
kolekcję etykiet, które wtedy dominowały na piwnym rynku kolekcjonerskim. Sam też miałem swoją
pieczątkę, a listów otrzymywałem naprawdę sporo – bywało, że codziennie listonosz odwiedzał mnie
z
plikiem przesyłek. Z czasem do kolekcji etykiet dołączyły przedwojenne butelki, a już w XXI w.
kufle
i szklanki Tyskiego.
W 1989 r. odwiedziłem po raz pierwszy Tyskie Browary Książęce. Gdy się przedstawiłem i
powiedziałem, czego poszukuję, skierowano mnie do Andrzeja Gwiazdy, który pracował wówczas w
dziale zbytu i – jak się okazało – też był kolekcjonerem.
Od tamtego czasu systematycznie byłem
gościem tyskiego browaru, odwiedzałem magazyn, gdzie na bieżąco udostępniano mi etykiety.
Pewnego dnia mogłem nawet wejść na strych słodowni, a tam znalazłem egzemplarze z czasów
przedwojennych!
Browar w Tychach był pierwszym, który odwiedziłem. Mieszkam w Świętochłowicach, niespełna 30
km
od Tychów. Tyskie Browary Książęce to największy browar na Śląsku, w sposób naturalny to z
Tyskim i Książęcym związałem się najmocniej.
Gdy w połowie lat 90. sprzedawałem swoją kolekcję
etykiet, powiedziałem sobie, że tyskich butelek nigdy nie ruszę. Z czasem zacząłem też
zbierać
otwieracze z Tyskiego, które tworzą dziś niemałą kolekcję. Nigdy nie miałem pokusy, aby iść
w
stronę innych browarów.
W końcu miałem ich tak wiele, że w jednym pokoju na ścianach od podłogi do sufitu były same
butelki! Dziś ta kolekcja jest już mniejsza – zostawiłem kilka butelek związanych ze
Świętochłowicami, w których mieszkam, oraz tyskie, które są ze mną od początku piwnego
kolekcjonerstwa. Najstarsze butelki pochodzą z przełomu XIX i XX w. – pochodzą z Tyskich
Browarów Książęcych i Browaru Obywatelskiego.
Nie natrafiłem dotąd na żadne informacje o
zachowanych starszych egzemplarzach – zarówno w internecie, jak i u innych kolekcjonerów. W
moim
zbiorze są 42 przedwojenne butelki z Tychów – wielu twierdzi, że to jedyna taka kolekcja.
Przez
te wszystkie lata natknąłem się jeszcze na trzy butelki, o których wiem, że są, a ja ich nie
mam.
Liczy dziś ponad 700 eksponatów i to jedna z większych takich kolekcji – jeśli nie największa.
Zaczęło się od otrzymanego w 1989 r. na giełdzie birofilskiej w Tychach kufla z okazji 360-lecia
Tyskich Browarów Książęcych. Przez kolejne lata kolekcję uzupełniałem głównie o otrzymane
właśnie
przy takich okazjach kufle i szklanki. Na dobre wkręciłem się już w XXI w. Tyskie szkło to –
można
powiedzieć – studnia bez dna. Wciąż pojawia się albo coś nowego, albo coś starego, czego jeszcze
nie
mam w swojej kolekcji. Na tym polega radość kolekcjonerstwa, ona nie mija. Niektórzy zbierają
np.
rzeczy związane z małymi browarami, ale z czasem dochodzi do zastoju, naprawdę trudno zdobyć coś
nowego. A w Tyskim i Książęcym ciągle coś się pojawia – jest tych rzeczy mnóstwo. Są konkursy,
są
nowe kufle i szklanki w barach. Najtrudniej z konkursowymi, bo nie ma praktycznie możliwości,
aby
zdobyć je inną drogą – wejście w ich posiadanie jest największym wyzwaniem!
Dziś, ze względu na stan zdrowia, piwo piję okazjonalnie. Kiedyś piłem je z wielką
przyjemnością i
bez żadnej przesady podkreślę, że było to właśnie Tyskie. Mam w sobie bardzo mocno
zakorzenione
poczucie jego smaku.
Na jednej z ostatnich piwnych giełd piłem zimne Tyskie – przypomniał mi się
czas, kiedy pierwszy raz wracałem z browaru Książęcego na stację kolejową w Tychach. Szedłem
przez
wielką polanę i na jej środku, pomiędzy browarem a stacją, stał blaszany kiosk, w którym
sprzedawano
piwo. Była wiosna, ciepło, maj, zieleń, kwiaty, słońce i zimne Tyskie – coś pięknego! Do
dziś to
pamiętam!
Nieodłącznym elementem mojej kolekcjonerskiej pasji było poszukiwanie i eksplorowanie miejsc
związanych z piwem. Zidentyfikowałem kilkanaście miejsc, w których przed II wojną światową
rozlewano
piwo Tyskie. W jednym z nich, w Chorzowie, znalazłem etykiety z okresu II wojny światowej, o
których
istnieniu nikt z kolekcjonerów nie miał pojęcia – wiszą dziś u mnie na ścianie na pamiątkę. Jak
znalazłem to miejsce? Przeglądając księgi adresowe w archiwum chorzowskiego Urzędu Miasta.
Szukałem
nazw firm, które miały związek z piwem – rozlewni czy hurtowni. Spisywałem te adresy i tam
jeździłem. Były miejsca już wyremontowane, ale były i takie, jak to w Chorzowie, które do dziś
wyglądają tak jak 80 lat temu.
Odwiedzałem miejsca nie tylko związane z Tyskim. Przed 30 laty na jednym ze strychów natrafiłem
na
etykiety pochodzące z czasów carskich. W budynkach po browarze w Częstochowie i rozlewni w
Chrzanowie znalazłem mnóstwo starych rzeczy – etykiet, kapsli, nawet dokumentów. Poszukiwania
piwnych skarbów sprawiały, że czułem się, jakbym przenosił się w czasie dziesiątki lat wstecz –
każda ze znalezionych rzeczy miała swoją historię.
Kiedyś zdobycie atrakcyjnych staroci było dużo łatwiejsze. Dziś trudniej trafić na perełkę,
coraz
mniej jest też nieodkrytych miejsc. Ja szukam głównie w internecie – codziennie sprawdzam swoje
strony i wyniki wyszukiwania.
Jeśli chodzi o stare przedmioty, to nie mam sprecyzowanych celów – o zdobyciu prawdziwej perełki
niejednokrotnie decyduje łut szczęścia. Często pojawiają się pojedyncze, unikalne sztuki, które
bardzo szybko znajdują nabywców – kiedyś trzeba było nawiązać kontakt ze sprzedającym, dogadać
się z
nim, dziś wystarczy kliknąć „kup teraz”. Co do nowych szkieł – pojawiają się. Największa
trudność w
ich wypadku polega na dotarciu do osób, które chciałyby się ich pozbyć. Na rynku wtórnym pojawia
się
tego mało, a znika bardzo szybko. Ale, jak mówiłem wcześniej, na tym właśnie polega radość
kolekcjonerstwa, to ciągłe poszukiwania.
Kiedyś jeździłem na wszystkie giełdy birofilskie w kraju. Od północy na południe, ze wschodu na
zachód. Piwnych skarbów szukałem na targach staroci i w miejscach związanych z piwem, których
poszukiwałem i które odkrywałem samodzielnie. Od kiedy zmarła moja żona, a ja opiekuję się
niepełnosprawnym synem, jeżdżę już tylko na giełdy, które są w pobliżu – do Tychów czy Żywca.
Jedno
nie zmienia się od kilkudziesięciu lat – każde takie wydarzenie jest dla mnie wspaniałym
przeżyciem!
Na koniec naszego spotkania zapytaliśmy pana Romana o to, czy kiedykolwiek coś z
kolekcji mu
się stłukło…
Mam dziś w kolekcji ponad 700 naczyń i kilkadziesiąt butelek. Przez kilkadziesiąt lat przygody z
piwnym kolekcjonerstwem przez moje ręce przeszły tysiące szklanych przedmiotów. Aż trudno w to
uwierzyć, ale nigdy nic mi się nie stłukło!