Warka jest fajnym miasteczkiem, ale zamkniętym. Warczanie tworzą enklawę. To był początek
lat 80., chcieliśmy z żoną wyrwać się do miasta, do społeczności, która jest bardziej
otwarta, i wtedy wysłałem pismo do dyrektora Tyskich Browarów Książęcych, a on
zaproponował
pracę zarówno mnie, jak i mojej żonie. Zacząłem od stanowiska kierownika zmianowego.
Pracowałem na trzy zmiany. Podlegałem głównemu piwowarowi, czyli zastępcy dyrektora ds.
technologicznych. Na pierwszej zmianie było mniej zajęć i była to praca technologiczna.
Na
drugiej i trzeciej natomiast kierownik zmianowy obejmował nadzór nad całym browarem. A
do
browaru należała też słodownia, w tamtych czasach jeszcze czynna. Słodownia, warzelnia,
fermentacja, leżakownia i rozlew. Kierownik zmianowy musiał podzielić pracę na
słodowni,
dopilnować warzelni, piwnic leżakowych fermentacyjnych, sprawdzić jakość produkcji na
warzelni. Każdą warkę trzeba było osobiście odebrać – sprawdzić jakościowo, czy jest
odpowiednie stężenie brzeczki, czy jest dobry smak i jaka ilość. Do obowiązków należało
też
sprawdzenie temperatury i ustawienia chłodnictwa na wszystkich kadziach
fermentacyjnych, a
tego było całe mnóstwo.
Kiedy przyszedłem do pracy, warzono piwo Książęce, które wróciło na rynek w 1983-1984
roku.
Dlaczego nie było go wcześniej? Ponieważ na etykietach i w nazwie była nazwa
Książęce, a w
PRL-u było niedopuszczalne, żeby coś było książęce lub z koroną na etykiecie. Jednak
zaraz
po solidarnościowych ruchach na początku lat 80. wróciła i korona, i nazwa.
Warzyliśmy
oprócz Książęcego też Tyskie, Tyski full, Karolinkę i Tyskie pełne.
W 1987 roku na najstarszym festiwalu piwnym w Polsce – Chmielakach
Krasnostawskich –
zdobyliśmy medale za nasze Tyskie. Po powrocie usiedliśmy u naszego dyrektora produkcyjnego,
z głównym technologiem, zastępcą dyrektora ds. technologicznych i szefem jakości,
który
mieszkał na Wzgórzach Gronie. To wzgórza między Tychami a Mikołowem. Stamtąd 100 lat
wcześniej książę pozyskiwał wodę. Były tam studnie, ujęcia wody Gronie, która spływała ze
wzgórz wprost do browaru. Kolega rzucił: „A jakbyśmy tak nazwali nasze piwo Gronie?”. Mnie
się ta nazwa spodobała. Jednym skojarzy się z groniem, czyli graniem, innym z piłką,
a może
ze wzgórzami. Skojarzenia mogą być różne i takie nazwy są chwytliwe. I faktycznie
Tyskie
Gronie było chwytliwą nazwą, a woda tam pozyskiwana jest jedną z najlepszych wód
dla
piwowarstwa. Dziś te studnie nie mają dla nas wystarczającej wydajności. Mamy ich obecnie
13, są rozmieszczone w odległości 4 km od Tyskich Browarów Książęcych i woda jest
tłoczona
do browaru rurociągami. Mamy własną, bardzo dobrą wodę ze studni głębinowych. Tyskie Gronie
to pierwsze piwo, z którym czułem się związany.
Piwa robiliśmy bardzo dużo. Dwie trzecie produkcji sprzedawaliśmy w beczkach. Większość
w
tzw. dublach, czyli 200-litrowych beczkach z dębu. Później pojawiły się cysterny. I tak
było
aż do 1996 roku.
W latach 1989-1991 nastąpiły gwałtowne zmiany – polityczne, gospodarcze, społeczne.
Rozpadło
się Zjednoczenie Przemysłu Piwowarskiego, a my powołaliśmy spółkę skarbu państwa z ramienia
pracowników, w której skład wchodziły dwa tyskie browary – browar Książęcy i browar
Obywatelski. Już nie Zjednoczenie, które nam dawało albo nie dawało środków, a w zasadzie
je
zabierało, a my sami zarządzaliśmy funduszami. Trzy osoby z ramienia załogi
zasiadały w
radzie nadzorczej. Ja uczestniczyłem w pierwszej i trzeciej kadencji.
Poszukiwaliśmy
strategicznego nabywcy, ale niewiele było w tamtych czasach inwestorów. Zwłaszcza, że w
PRL-u na browary eksportowe były wyznaczone Żywiec i Okocim.
Tyski browar miał produkować dla Śląska, piwo dla górników. Praktycznie mogliśmy je
sprzedawać w zasięgu 20 km. Żeby piwo wyjechało poza Śląsk, trzeba było uzyskać zgodę
Komitetu Centralnego. Było to o tyle ciekawe, że kopalnie miały nad morzem sporo domów
wczasowych i wypoczywający tam górnicy chcieli pić Tyskie. Kopalnia występowała wówczas
do
KC o zgodę i transport piwa jechał do konkretnego ośrodka.
W Tyskim Browarze Książęcym mogliśmy wtedy uwarzyć ponad 800 tys. hl piwa, a robiliśmy
w
granicach 600-650 tys. hl. Nie potrafiliśmy sprzedać piwa, mimo że pod browarem stały po nie
kilometrowe kolejki ludzi. Ja zajmowałem się produkcją, nie dystrybucją i nie mogłem
się
nadziwić, dlaczego nie potrafimy go sprzedawać. W sklepach, kiedy docierała dostawa, to
po
godzinie, dwóch piwo było wyprzedane. W sklepie piwa nie można było kupić, my nie
mogliśmy
go sprzedać – cud jakiś. [śmiech]
Przyszły jednak dobre czasy i mogliśmy sami sobą zarządzać. Nastąpił wtedy szybki
rozwój
browaru. Przysłużyła się temu jeszcze jedna fajna historia. Nasz dyrektor był na targach w
Berlinie i tam spotkał się z dyrektorem Ottakringer Brauerei z Wiednia.
Zaproponowano
wówczas, byśmy w Tychach, licencyjnie, warzyli piwo wiedeńskie typu Gold Fassl. Naszemu
dyrektorowi to się spodobało i wprowadziliśmy to piwo do browaru w Tychach.
Pojechałem do
Wiednia na dwutygodniowe szkolenie, byłem oczarowany tym browarem i technologią, jaką
tam
zastałem. My mieliśmy wówczas technologię taką, jaka była zaraz po II wojnie światowej
albo
jeszcze przed nią. Nawiązanie współpracy z Austriakami zbiegło się w czasie z zakupem
pierwszej nowoczesnej warzelni Huppmann. Kupiliśmy pierwsze tankofermentory, linię
filtracyjną do piwa i pierwszą linię rozlewniczą Simonazzi. Dało nam to takie moce
produkcyjne, że do 1996 roku produkowaliśmy już 1,5 mln hl piwa, głównie Tyskie Gronie i
Tyskie Książęce. Do tego Porter, piwo ciemne, kuracyjne, mocne, Jan III Sobieski – było
tego
trochę. Wtedy pojawił się inwestor – SABMiller, który wniósł to, czego nie mieliśmy:
marketing i nowoczesne metody sprzedaży.
Dzięki marketingowi i naszym zespołom sprzedaży pojawił się tak wieki boom na piwo
Tyskie,
że nie mogliśmy nadążyć z produkcją i rozwojem browaru. W 2008 roku
osiągnęliśmy nasz
szczyt, prawie 7 mln hl piwa. Tymczasem dobudowaliśmy dwie kolejne warzelnie Huppmann,
rozbudowaliśmy piwnice fermentacyjne i leżakowe, a jeszcze przed 1996 rokiem
rozpoczęliśmy
budowę hali rozlewniczej i magazynów po drugiej stronie drogi, naprzeciw browaru.
SABMiller
przyszedł, można powiedzieć, na gotowe, a później to rozbudował.